TRad TRad
61
BLOG

Polityka prorodzinna - po libertariańsku

TRad TRad Polityka Obserwuj notkę 11
Pan Skalski przez wiele lat robił za liberalny listek w socjalistycznym GazWybie. Potem z GazWybu odszedł - i wreszcie mógł zacząć pisac to, co faktycznie myśli. Ostatnio w swoim blogu: blog p.Skalskiego
wypowiedział się o polityce rodzinnej państwa.

Na wstępie: nie wszystko, co napisał jest błędne. Nie ulega kwestii, że rozwiązania proponowane przez poboznych socjalistów z PiS i LPR są błędne. Rozdawanie pieniędzy za rodzenie dzieci doprowadzi do wzrostu dzietności marginesu społecznego, zwiększy odsetek dzieci porzuconych/oddanych do sierocińców, i być może, być może, nieco obniży wiek pierwszego macierzyństwa u kobiet z klasy średniej.

Jest tez oczywiste, że rozwiązania stosowane w Polsce Ludowej były niesprawiedliwe, nieefektywne i niesłuszne. Dyskusja na ten temat jest kompletnie niecelowa.

Przyjrzyjmy się jednak receptom, jakie proponuje p.Skalski.

System zastępstw opłacanych ze środków publicznych, jakieś pokrycie strat pracodawców z tytułu absencji matek.

Wcześniej wspomina też o opodatkowaniu się (teoretycznie: dobrowolnym, praktycznie - gdy władza wspomina o podatku należy nie stać, nie czekać, tylko uciekać) społeczeństwa na rzecz wychowywania dzieci (bardzo ładnie jest pisać o placach zabaw, boiskach i basenach, ale przecież ktoś musiałby zlecic budowę, ktoś inny tym administrować. De facto p.Skalski wychwala rozrost struktur administracyjnych i zwiększenie wydatków sfery publicznej. I bardzo proszę bez argumentacji, że to się sfinansuje z oszczędności budżetowych. Jedna p.Gilowska wystarczy). Pisząc krótko pada propozycja wzrostu redystrybucji i zwiększenia ingerencji państwa w gospodarkę. Na samym końcu p.Skalski wyklina co prawda socjalizm, ale jest to zwykły rytuał połączony z równie rytualnym skopaniem p.Prezydenta Kaczyńskiego.

Nie muszę pisać, że z liberalizmem gospodarczym proponowane środki nie mają nic wspólnego. Jest to czysty soc. No ale jak do wspierania rodzin zabrałby się libertarianin? Jak zwykle, przywracając normalność.

Przyczyną postu p.Skalskiego jest niechęc pracodawców do zatrudniania kobiet. Feministki tłumaczą to dyskryminacją, ale w gospodarce rynkowej długotrwała dyskryminacja nie jest możliwa. Gdyby praca kobiet była (przeciętnie) równocenna z pracą mężczyzn, a tylko wyceniana byłaby niżej, natychmiast pojawiłaby sie możliwośc zarobienia na zbyt niskich płacach kobiet. Twierdzi się, że kobiety zarabiają o 30% mniej, niż mężczyźni (zakładając podobny poziom wykstzałcenia i umiejętności). Gdyby było to prawdą, powstałyby przedsiębiorstwa zatrudniające wyłącznie kobiety, płacące im tylko 15% mniej niż rynek płaci mężczyznom, i wskutek niższych kosztów wyrugowałyby męskich szowinistów z rynku. Tak się jednak nie dzieje. Dlaczego? Anonajwyraźniej faktyczna wartość pracy kobiet jest rzeczywiście o 30% niższa. Dlaczego?
Tu wracamy do tematu polityki rodzinnej: dzieje się tak dlatego, bo wg prawa pracy kobieta jest pracownikiem uprzywilejowanym. Sam fakt, że nie mozna zwolnić kobiety ciężarnej/na urlopie macierzyńskim znacząco obniża atrakcyjność kobiet na rynku pracy. Zatrudniając kobietę pracodawca ponosi większe ryzyko, niż zatrudniając mężczyznę. A w związku z tym: ktos mu musi za wzrost ryzyka zapłacić.

Ale odbiegliśmy od tematu: to jak poprawić szasne zawodowe kobiet? Najprosciej jak można: postępując zupełnie odwrotnie, niż robiono to w PRL. Jaka była główna zasada "rynku" pracy w Polsce Ludowej? Absolutne bezpieczeństwo etatu (pozostałości widzimy np. w systemie oświatowym: nauczyciela zwolnić praktycznie się nie da). Jak to zmienić? To bardzo proste: należy ułatwić zwalnianie z pracy. Albowiem każdy kij ma dwa końce: jeżeli pracodawca będzie wiedział, że w razie potrzeby bez trudu zwolni niepotrzebnego pracownika, nie będzie też miał zbytnich oporów przed ich zatrudnianiem. W miejsce społeczeństwa realizującego feudalny jeszcze zwyczaj przywiązania pracownika do zakładu pracy powstanie społeczeństwo mbilne, w którym ludzie pracuja tam, gdzie są najbardziej potrzebni.

A przedszkola, żłobki, place zabaw? Jeżeli będą potrzebne, to powstaną. Jest to zadanie dla wspólnot mieszkaniowych ewentualnie samorządów najniższego szczebla. Aparatu państwowego mieszać do tego nie należy, bo on się do tego nie nadaje. 
A w ogóle, najstraszniejsze siedem słów w języku polskimbrzmi: "Jestem z rządu i chcę wam pomóc".
TRad
O mnie TRad

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka